top of page
Zdjęcie autoraMałgorzata IRI Jakubowska

Jak traumy rodzinne prowadzą do pracoholizmu i problemów z granicami?



Jak traumy rodzinne prowadzą do pracoholizmu i problemów z granicami?

Być może to znasz – przejmowanie na siebie więcej, niż powinno się zmieścić w normalnej dobie, zatarte granice między pracą a odpoczynkiem, ciągłe poczucie, że jeszcze czegoś brakuje, że „jeszcze chwila i będzie idealnie”. Ten schemat, który nazywamy pracoholizmem, często kryje za sobą o wiele głębszy wątek niż tylko ambicję czy potrzebę osiągnięć. To opowieść, która zaczęła się dużo wcześniej – często w momencie, kiedy jako dzieci przejmowaliśmy cudze emocje, obowiązki, strachy.


Kiedy pracoholizm to coś więcej niż tylko ambicja

Badania neurobiologiczne pokazują, że kiedy przeżywamy traumę lub trudne emocje, mózg zaczyna funkcjonować w trybie przetrwania. Wydziela hormony stresu, jak kortyzol i adrenalina, które na dłuższą metę stają się normą, a towarzyszące im napięcie – „komfortową strefą” naszego organizmu. Kiedy dziecko wychowuje się w środowisku pełnym napięć, konfliktów lub chaosu emocjonalnego, jego układ nerwowy uczy się nadmiernie reagować na stres i wyzwania. Taki młody człowiek, dorastając, odruchowo szuka tego napięcia, tego „na pełnych obrotach”, bo tylko wtedy czuje się… normalnie.

U dorosłych, którzy dorastali w trudnym emocjonalnie środowisku, często pojawia się mechanizm ucieczki w działanie – praca staje się formą znieczulenia, sposobem na uniknięcie bolesnych emocji i wypełnienie pustki. Dlaczego? Bo mózg, przyzwyczajony do życia „w gotowości”, dąży do stanu podwyższonej aktywności, bo w nim odnajduje znajomy komfort, nawet jeśli ten komfort jest męczący.


Trauma, granice i… brak granic

Traumy rodzinne nierzadko wiążą się z brakiem jasnych granic – tam, gdzie rodzice nie potrafili ich postawić, dziecko też się tego nie nauczyło. Jeśli rodzina działała na zasadzie „wszystko jest wspólne, emocje, problemy, obowiązki” (często przez narcystyczne lub niedojrzałe zachowanie rodzica), dziecko zaczyna postrzegać siebie jako „rozszerzenie” innych. W dorosłym życiu prowadzi to do trudności z określeniem, gdzie kończą się potrzeby innych, a zaczynają własne.

W dorosłości te „zatarte” granice oznaczają, że zaczynamy utożsamiać się z pracą, z wynikami, z zadaniami, jakbyśmy byli ich przedłużeniem. Pracoholizm staje się naturalnym sposobem bycia – jeśli nie pracujemy, czujemy, że coś z nami jest nie tak, że tracimy część siebie.


Ucieczka od pustki, czyli efekt „kiedy ja nic nie robię, ja nie istnieję”

Pracoholizm i zatarte granice to efekt wtórny tego, co neurobiolog Daniel Siegel nazywa „pustką połączeń” – jeśli nie doświadczyliśmy autentycznego, wspierającego kontaktu w dzieciństwie, tworzy się w nas wewnętrzna próżnia. Nazywam to „efektem czarnej dziury” – ciągłym uczuciem, że trzeba czymś wypełnić tę wewnętrzną pustkę, aby poczuć, że się istnieje.

Pracoholizm idealnie spełnia tę rolę. Nie bez powodu osoby wychowane w środowiskach, gdzie dominowała emocjonalna niedostępność lub napięcia, stają się dorosłymi, którzy oddają wszystko pracy. W tym „czarnodziurowym” mechanizmie jesteśmy jak kwantowy elektron – im bardziej się przemieszczamy, im szybciej wibrujemy, tym bardziej „istniejemy”.


Rozpoznanie tego schematu jako pierwszy krok do wolności

W metodzie ustawień systemowych te wzorce stają się widoczne – patrzymy na to, jak role i relacje rodzinne wpływają na nasze obecne wybory. Przez identyfikację i przepracowanie tych schematów możemy nauczyć się odróżniać własne potrzeby od narzuconych nam emocji czy przekonań, i zacząć stawiać granice. Ustawienia pokazują nam, że nie musimy być pracoholikami, aby poczuć się wartościowymi – że ta wartość istnieje w nas bez względu na to, ile przepracujemy godzin.

Wolność od traum rodzinnych to niełatwa droga, ale możliwa. Jak każdy system, również i nasze rodziny mogą ulec zmianie – zaczynając od nas samych.


Małgorzata IRI Jakubowska

 

Commentaires


IMG_0840_edited.jpg
bottom of page